Skip to main content

Rozchwiane ceny surowców energetycznych sprawiły, że Polska tak, jak cała Europa stanęła przed realną groźbą blackoutów. Czyli możemy spodziewać się okresowych przerw w dostawach prądu dla części odbiorców. A nawet jeśli do nich nie dojdzie, to z pewnością tej zimy zapłacimy słone rachunki za prąd i ogrzewanie. Zresztą problem rozlewa się po całym świecie, kryzys energetyczny dobił gospodarkę Sri Lanki, a blackoutów już doświadczył Uzbekistan czy Kirgistan. Ale jest jedno państwo na świecie, na które szalejące ceny energii nie mają żadnego wpływu – Tokelau. 

Składające się z koralowych wsyp  Tokelau znajduje się w połowie drogi między Nową Zelandią, a Hawajami. Właściwie to nawet nie jest samodzielnym państwem, formalnie będąc terytorium zamorskim Nowej Zelandii. To czego my dziś doświadczamy, wyspiarze przerobili w 2008 roku, kiedy ceny ropy skoczyły do 140 USD za baryłkę. O mało to nie doprowadziło do bankructwa rajskiego archipelagu. Bo jak większość wysp na Pacyfiku, Tokelau było całkowicie uzależnione od prądu z generatorów zasilanych dieslem. Dlatego w ciągu kolejnych czterech lat, archipelag przeszedł całkowicie na energię odnawialną. Polinezyjczycy zbudowali farmy z panelami fotowoltaicznymi (PV) oraz zainwestowali w generatory prądu zasilane biopaliwem z łatwo dostępnych na wyspie kokosów. I w ten sposób Tokelau stało się pierwszym państwem w 100-procentach polegającym na energii odnawialnej. 

Aktualnie pacyficzne wyspy produkują wystarczającą ilość czystej energii, aby zaspokoić 150 procent obecnego zapotrzebowania kraju. Z wyliczeń nowozelandzkiej firmy analitycznej PowerSmart wynika, że wyspa wcześniej zużywała kilka tysięcy baryłek oleju napędowego, wydając na nie kilka milionów dolarów. Koszt inwestycji w panele oraz “kokosowe” generatory wyniósł 7 mln USD. A ponieważ jednocześnie nowe inwestycje pozwoliły zwiększyć ilość dostępnej energii i jej konsumpcję, jej koszty zwróciły się po około 4 latach.

Dziś dla wyspiarzy nie ma żadnego znaczenia, że od tamtej pory cena ropy – na giełdzie w Amsterdamie – wzrosła dwukrotnie, a cena gazu nawet dwa i pół raza. Tokelau na energię nie wydaje nawet dolara, poza standardowymi kosztami utrzymania instalacji i przesyłu prądu. Oczywiście Tokelau to małe państwo, przez co inwestycja była prostsza. Ale na pewno pacyficzne wyspy powinny być inspiracją dla innych krajów. Tym bardziej, że dziś ilość argumentów do przestawienia się całkowicie na OZE – bezpieczeństwo energetyczne i ograniczenie emisji CO2- jest więcej. 

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.