Skip to main content

Miasta przeciwpowodziowe

Tekst pochodzi z raportu Greenbook 2023

Miejska architektura przeciwpowodziowa zyskuje na znaczeniu wprost proporcjonalnie do ocieplenia się klimatu, które niesie ryzyko podnoszenia się wód. Problemy jakie znamy z Wenecji stają się udziałem kolejnych, znacznie większych metropolii.

Największą skalę ma Jakarta, która co roku tonie średnio o 3 cale, a w niektórych miejscach wybrzeża aż o 11 cali. Dziś niemal połowa jej powierzchni znajduje się poniżej poziomu morza. Dlatego stolica Indonezji szykuje się na postawienie wielkiego wału, który odgrodził by ją od oceanu. Podobnie jest w Melbourne, gdzie brzegi chcą spiąć specjalnie zaprojektowanym parkiem. Sea Line rozciągałby się pomiędzy wschodnimi oraz zachodnimi przedmieściami Melbourne. To pomysł na połączenie przyjemnego z pożytecznym. Jednocześnie byłoby to bardzo atrakcyjne miejsce dla niemal 5 mln mieszkańców oraz zapora przeciwpowodziowa chroniąca metropolię przed podnoszącym się poziomem oceanów. Składałby się z trzech wysp, dwóch mostów pontonowych i podmorskich dróg, które zapewniłyby nowe bezpośrednie połączenie między Williams Town na zachodzie a Elwood na wschodzie. To dzielnice leżące po dwóch stronach Port Phillip, głównej zatoki miasta, którą trzeba objechać, aby przemieścić się z jednej do drugiej. Mosty pontonowe można by rzecz jasna zawijać, aby wpuszczać statki do zatoki.

Powodzie to jednak nie tylko woda przychodząca z morza, ale także ta lejąca się na głowę. To ogromna zmora Duńczyków, a zwłaszcza Kopenhagi, którą ulewy rocznie kosztują około 5 mld koron. Dlatego mocno rozwija swoją infrastrkturę przeciwpowodziową. Nie robi tego jednak prostymi środkami przy użyciu koparek i betoniarek, ale inteligentnie, wprowadzając do miasta mało inwazyjne rozwiązania najlepiej sprawdzające się w miejscach najbliższych naturze. Stąd m.in. pomysł, aby w pierwszej linii walki z nawałnicami uczestniczyły przede wszystkim parki.

Taki jest m.in. plan wobec w Hans Tavsens Park w Nørrebro (proj. SLA Architects), który po przekształceniu ma pełnić rolę w wielkiego zbiornika retencyjnego o pojemności 18 tys. metrów sześciennych wody. Nie będzie to rzecz jasna basen, ale przestrzeń rekreacyjna wypełniona obiektami boiskami i placami zabaw, które w czasie ulewy będą wypełniać się wodą. Wcześniej dość podobny zabieg przeszedł Tåsinge Plads, niewielki zielony plac usytuowany pomiędzy dwoma ulicami. Zaprojektowany został w formie zagłębienia, które samo w sobie stanowi zbiornik retencyjny – ma się wypełniać wodą w czasie ulewy. Obok stoją też instalacje przypominające odwrócone stożki, które też mają gromadzić wodę. 

Dziś w Kopenhadze największe zainteresowanie budzi jednak przeprowadzona z powodzeniem adaptacja Enghaveparken, założnego w latach 20-tych XX wieku w dzielnicy Vesterbro. Co do zasady projekt przedstawiony przez biuro Tredje Natur zakładał zachowanie jego charakteru przy jednoczesnym wprowadzeniu kilku ulepszeń sprzyjających retencyjności tego terenu. Stąd część istniejących przestrzeni obniżono o kilka metrów, aby pełniły rolę zbiorników na wodę – tak stało się w przypadku boiska do hokeja oraz części ogrodu różanego.

Biorąc pod uwagę niewielką pochyłość terenu trzy boki parku projektanci zabezpieczyli niewielki wałem, czwarty położony najwyżej pozostawiając otwarty. W ten sposób woda spływająca z okolicznych ulic w czasie ulewy dostaje się na teren zielony i jest tam zatrzymywana dzięki sztucznym wyniesieniom (rzecz jasna stworzono tam też specjalne bramki zamykane w czasie nawałnicy, które pozwalają swobodnie wchodzić do parku). Nie zapomniano też o systemie utylizacji wody opadowej, która ostatecznie jest też cennym zasobem. Dlatego pod murawą Enghaveparken stworzono zbiorniki retencyjne, które jako pierwsze przyjmują nadmiar wody. Później, gdy deszcze ustają – zwłaszcza w upalne lato – jest ona wykorzystywana do podlewania tutejszych rośli i zasilania fontann.

Jak chronić się przed ulewami i upałami miastom doradza również ekipa naukowców z wydziału hydrologii Vrije Universiteit Brussel. Powołała do życia nawet startup BitaGreen, który ma pomagać w planowaniu zielonej, miejskiej infrastruktury. Przedsięwzięcie obsypano już wieloma nagrodami, bo pokazuje jak miasta mogą dostosować się do zmian klimatycznych. Swoją bardzo złożoną działalność związaną z planowaniem zielonej infrastruktury naukowcy definiują jako oparte o naturę zarządzanie wodą oraz jakością życia w mieście. Ich sposobem na zapobieganie powodziom i unikanie miejskich wysp ciepła jest uczynienie miast bardziej zielonymi. W swoich planach łączą dane hydrologiczne, m.in. dotyczące systemów kanalizacyjnych i zagrożenia powodziowego, z funkcjami ekosystemowymi zielonej infrastruktury.

„Nasza działalność w najprostszym wariancie polega na wykorzystaniu oprogramowania do tworzenia map zielonej infrastruktury rozmieszczonej na wybranym obszarze miejskim, pokazujących wynikające z tego zmniejszenie liczby powodzi i poprawę bezpieczeństwa wodno-klimatycznego. W najbardziej rozbudowanej formie to doradztwo skupiające się na tym, aby szczegółowo i strukturalnie zrozumieć zaistniałą, problematyczną sytuację związaną z zarządzaniem wodą w mieście, jak bardzo jest ono narażone na zagrożenia klimatyczne i jakie ponosi przez to koszty. To punkt wyjścia do stworzenia planu działania m.in. pokazującego relację kosztów i korzyści płynących z wdrożenia poszczególnych rozwiązań”, wyjaśniają założyciele BitaGreen.

Jednym z pierwszych projektów BitaGreen było rozwiązanie problemów miast Tervuren położonego na południowy-wschód od Brukseli, które borykało się z burzowymi powodziami. Swoje narzędzia naukowcy z BitaGreen wykorzystali do oszacowania wielkości przepływu wody w zlewniach miejskich i stworzenia optymalnego modelu kanalizacji burzowej. Co kluczowe, rozplanowania tej zielonej infrastruktury dokonali tak, aby stworzyć jak najwięcej społecznych, środowiskowych i ekologicznych wartości dodanych.

/Fot: SLA Architects, CX Landscape, //

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.