Skip to main content

Każdy kraj ma swoje zwyczaje i czasem nawet te niepozorne mają ogromy wpływ na życie jego mieszkańców. W przypadku Hiszpanii jest to spędzanie czasu na dworze. Nie chodzi tu o jakiejś specjalne aktywności na zewnątrz, ale o spędzanie czasu z przyjaciółmi lub rodziną w czasie wspólnych kolacji czy podczas porannego picia kawy. Do tego służą niezwykle popularne w Hiszpanii tarasy, ogródki czy balkony. Z jednej strony sprzyja temu ciepły klimat, z drugiej wymuszają to stosunkowo małe powierzchnie mieszkań. Okazuje się, że jednak ten mający długą tradycję sposób spędzania czasu w Hiszpanii znalazł się w opałach.

Za pierwsze zagrożenie zostali uznani palacze, którzy w Hiszpanii stanowią 22% społeczeństwa (i jest to o 23 proc. więcej palaczy niż średnio w UE) . Po 2010 roku, kiedy palenie papierosów w środku kawiarni oraz restauracji zostało zakazane, liczba stolików na tarasach wzrosła praktycznie dwukrotnie. I tu pojawił się problem. Z jednej strony zrobiło się dwa razy więcej miejsca, a z drugiej zostały one zapełnione przez palaczy. To uderzyło w rodziny z dziećmi oraz osoby, które wcześniej wybierały miejsca na tarasie, bo przeszkadzał im dym w środku lokalu. Kiedy rząd Katalonii ogłosił, że zamierza sukcesywnie zakazywać palenia, w miejscach, które powinny być dostępne dla wszystkich, podniosło się wiele głosów sprzeciwu. Głównie byli to właściciele restauracji i barów, bojący się o spadek obrotów. Władze więc się wycofały.

Szybko okazało się, że osoby palące wcale nie są największym problemem. W Barcelonie o wiele większe zdenerwowanie wywołują turyści, których liczba zaczęła szybko rosnąć. Hiszpania zawsze cieszyła się powodzeniem wśród zagranicznych turystów. Ale kiedy od 2010 roku ich liczba wzrosła o 40 milionów (69 proc.), przerazili się tym sami Hiszpanie. Szczególnie, że zaczęły się nasilać się związane z turystami uciążliwości. Jednym z powszechnych problemów stało się przesiadywanie przez nich do rana w restauracyjnych ogródkach, co uprzykrza życie okolicznym mieszkańcom wstającym rano do pracy czy szkoły. I tu pojawia się pytanie, jaka liczba turystów jest odpowiednia i czy można ją ograniczyć? Wiadomo, że duża część mieszkańców stolicy Katalonii zarabia na turystach, a dziedzictwo kulturowe Hiszpanii powinno być dostępne dla wszystkich, jednak nie można pozwolić na to, aby wyparli lokalną społeczność.

Co więcej, turyści stali się źródłem poważniejszego problemu. W ogromnej części przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza. Przede wszystkim chodzi o jednodniowych turystów przypływających tu na ogromnych wycieczkowcach. To niekontrolowany wzrost ruchu wycieczkowych statków używających mazutu (który emituje tlenki siarki, pył i metale ciężkie) jest jednym z głównych przyczyn wysokiego poziomu smogu w Barcelonie. I to właśnie zanieczyszczenie powietrza stanowi czynnik, w kwestii którego wszyscy są zgodni – to on niszczy hiszpańską kulturę cieszenia się kawą i posiłkiem na świeżym powietrzu. Nie będzie on łatwy do wyeliminowania, bo – po pierwsze – miasto nie jest właścicielem portu i może tylko naciskać na rząd, by ograniczył ruch. Po drugie, zawsze takie ograniczenia wpływają na spadek przychodów miasta, które dziś finansuje z nich między innymi budowę tanich lokali dla bezdomnych czy tworzenie superkwartałów (nowoczesnych stref wolnych od ruchu samochodowego).


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Zielone uliczki pod pergolami

Amerykańscy nafciarze hojni dla obcych rządów

Płacimy drożej za upalne lato

Brytyjczycy błyskawicznie wygasili węglowe piece

Budynki zero waste

Shein ma spore kłopoty przez greenwashing