Europa szykuje się do poważnego podnoszenia limitów emisji CO2. Tym razem w motoryzacji. Komisja Europejska zaproponowała, aby wprowadzić cele redukcji dwutlenku węgla przez samochody osobowe o 30 proc. do roku 2030. Tymczasem Parlament Europejski poszedł jeszcze dalej i 3 października przyjął uchwałę wyznaczającą jeszcze wyższe limity sięgające 40 proc.
Co więcej, Eurodeputowani przyjęli też założenia odnośnie wprowadzania na rynek samochodów elektrycznych oraz hybrydowych – w 2025 wśród nowych aut ma ich być już 20 proc., a w 2030 35 proc. Parlament ustanowiła też system kar dla producentów aut, którzy nie spełnią tych założeń – wcześniej Komisja pod naciskiem niemieckiej branży motoryzacyjnej wykreśliła tę propozycję.
Nowy plan ograniczeń emisji CO2 od razu podzielił jednak polityków. Przedstawiciele takich krajów jak Dania, Holandia czy Irlandia domagali się jeszcze wyższych limitów od 40 nawet do 70 proc. Równie twarde stanowisko prezentuje Francja. Po drugiej stronie barykady znalazły się dotychczas mocno ekologiczne Niemcy z bardzo silnym przemysłem motoryzacyjnym, który nieco przespał elektromobilną rewolucję.
Stąd pojawiła się propozycja austriackiej prezydencji, aby przyjąć kompromisowe rozwiązania i limit emisji CO2 ustalić na poziomie 35 proc. Taka propozycja byłą dyskutowana na dzisiejszym spotkaniu ministrów środowiska państw Unii, którzy spotkali się w Luksemburgu.
Parlament Europejski forsując swoje stanowisko przypomina, że samochody osobowe oraz vany w UE odpowiadają za emisję 15 proc. dwutlenku węgla. Z drugiej strony nie należy zapominać, że skuteczność elektryfikacji aut jest uzależniona od tego jakim prądem są one zasilane – w ich przypadku to na poziomie źródła, czyli elektrowni ekologicznej lub węglowej decyduje się czy kontrybuują CO2 do atmosfery. Aby nowe limity były skuteczne, trzeba by proporcjonalnie do udziału aut w zużyciu prądu podwyższyć też limity emisji dwutlenku węgla u producentów energii.
Jeszcze nie dodano komentarza!