Skip to main content

 

Rozpoczynające się za 2 tygodnie igrzyska w Pekinie, będą kolejną imprezą do której organizatorzy dołożą miliardy. Z badań ośrodka analitycznego WWCFEG, wynika ze nawet świetnie zaplanowane igrzyska w Londynie przyniosły starty, a włożone w nie 9 mld funtów można było dużo lepiej wykorzystać, polepszając życia w mieście

W dobie Covid-19 ogranizacja zimowych igrzysk olimpijskich nawet dla Chin będzie sporym wyzwaniem organizacyjnym i finansowym. Ta historia zresztą powtarza się za każdym razem. Najpierw gospodarze igrzysk walcząc o ich przyznanie robią bardzo optymistyczne budżety, potem przygotowując się szybko je przekraczają, a na końcu liczą straty. Tak było nawet cztery lata temu w Pjongczangu, który miał być skromna imprezą promującą Koreę, jak miejsce zimowej turystyki. I faktycznie w porównaniu z igrzyskami w Soczi, które kosztowały 40-50 mld USD, wydanie 8 mld USD na olimpiadę wydawał się mało. Tyle, ze koszty szybko się rozrosły przebijając 14 mld USD. Na przykład zbudowany stadion olimpijski na 35 tys. ostatecznie posłużył tylko dwóm wydarzeniom – ceremonii otwarcia i zamknięcia igrzysk. Po czym został rozebrany. Miało to oczywiście sens, bo biorąc pojemność stadionu była ona wystarczająca, aby pomieścić całą populację Pjongczangu, ale i tak sporo to kosztowało. Nie mówiąc juz o innych obiektach sportowych służące sportom zimowym, które z założenia są drogie w utrzymaniu.

Dlatego teoretycznie łatwiej nie stracić na igrzyskach letnich. Budowane obiekty są bardziej wielofunkcyjne, mogą służyć przez większą część roku, a olimpiady odbywają się w większych metropoliach, gdzie jest więcej osób, które mogłyby potencjalnie z nich korzystać. A jednak od lat 70′ odkąd liczony jest rachunek zysków i strat kolejnych olimpiad, jedynymi igrzyskami, które przyniosły zyski były te w Atlancie.

Na podobny efekt bardzo liczyły władze Londynu Londyn. A jednak okazuje się, że wpompowane w organizację w infrastrukturę i organizację igrzysk 9 mld funtów jest szalenie trudno odzyskać. Efekty okazały się bardzo krótkoterminowe, a dużą część zbudowanych wówczas obiektów trudno zagospodarować.

W założeniu olimpiada miała podnieść atrakcyjność i poprawić jakość życia we wschodniej części Londynu, gdzie ulokowano większość wydarzeń. Według oficjalnych zapowiedzi, w jej następstwie, w ciągu kolejnych 20 lat zniknąć miała przepaść między sześcioma dzielnicami East Endu i resztą stolicy. I rzeczywiście początkowo można było w to wierzyć, gdy w okolicy pojawiały się kolejne inwestycje, wzrastało zatrudnienie i zarobki. Jak wynika z raportu ogłoszonego niedawno przez London Assembly’s Regeneration Committee, te pozytywne efekty korzyści okazały się bardzo krótkotrwałe. Mierzona podstawowymi wskaźnikami (jak np. długość życia, czy bezrobocie) jakość życia nie zbliżyła się do poziomu innych dzielnic. Pod względem aktywności fizycznej (którą olimpiada miała rozpropagować) przepaść między East Endem a resztą Londynu pogłębiła się wręcz, wzrosły również różnice w poziomie zarobków. Dzielnice, które miały trwale rozkwitnąć dzięki olimpiadzie mają dziś najwyższy w kraju odsetek dzieci żyjących w biedzie. Gdzie popełniono błąd? Brytyjski ośrodek analityczny What Works Centre for Local Economic Growth próbował odpowiedzieć na to pytanie na podstawie 550 raportów ewaluacyjnych na temat ekonomicznych skutków wydarzeń sportowych organizowanych w krajach OECD. Okazały się one niewielkie lub wręcz żadne.

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.