Skip to main content

Dzięki wsparciu technologii wzrost może być ekologiczny, na łamach WEForum przekonuje Alessio Terzi z Hertie School of Governance. Rozwój gospodarczy nie oznacza bowiem wciąż rosnącego wydobycia zasobów z natury, ani nieuchronnej emisji gazów cieplarnianych.

Dobrym przykładem jest w tym względzie Unia Europejska, która od 1990 roku  zmniejszyła emisję CO2 o jedną czwartą, podczas gdy jej realny PKB wzrósł o 62 proc. Podobny mechanizm można też obserwować w Stanach Zjednoczonych. Nawet po uwzględnieniu faktu, że część zanieczyszczającej produkcji została przeniesiona za granicę,  w latach 2007-2016 emisja CO2 zmniejszyła się o tyle samo (13 proc.) o ile wzrosło PKB (o 13 proc.).  
„Profesor MIT, Andrew McAfee, wykazał w swojej ostatniej książce „More from Less”, że od lat 70. amerykańska gospodarka, a konkretnie produkcja, już w dużej mierze oddzieliła się (lub „zdematerializowała”) od niemal wszystkich 72 zasobów materialnych śledzonych przez U.S. Geological Survey, w tym metali, drewna, cementu, nawet przy uwzględnieniu importu surowców.”, pisze Alessio Terzi.

Podobnie jest z wykorzystaniem energii (co ma też wpływ na emisję CO2). W krajach OECD w latach 2000-2016 PKB wzrosło o 32 proc., podczas gdy zapotrzebowanie na energię pierwotną spadło o 1 proc. Analizujący to zjawisko profesor Michael Grubb z University College London sięga jeszcze do lat kryzysu energetycznego 70-tych. Wówczas ceny energii skokowo wzrosły sprowadzając recesję, ale jednocześnie oznaczały swoistą „pobudkę”. Kraje rozwinięte doszły do wniosku, że trzeba działać mniej ekstensywnie i zaczęły pracować nad poprawą efektywności energetycznej, która przyniosła korzyści w dłuższym okresie.

„Innymi słowy, gospodarka ma niezwykłe zdolności adaptacyjne, dalekie od sztywnych, mechanicznych zależności, jakie opisano w książce „Granice wzrostu”, pisze Alessio Terzi. „Zatrzymanie wzrostu nie tylko nie jest konieczne dla zachowania planety. Przyniosłoby to również ogromne straty. Dla bogatych krajów oznaczałoby to mniej środków na opiekę zdrowotną i emerytury w czasie, gdy odsetek osób starszych gwałtownie wzrasta. Dla krajów mniej zamożnych taka opcja jest jeszcze bardziej odległa, ponieważ rezygnacja ze wzrostu gospodarczego doprowadziłaby wiele osób do stanu nędzy, w którym wiele podstawowych potrzeb pozostałoby niezaspokojonych. Niepokoje społeczne byłyby niemal pewne.”, dodaje.

 


 

PRZECZYTAJ TAKŻE:

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.