Skip to main content

Jedzenie to nie śmieci

/For: Antranias//
Jeśli ktoś narzeka na restrykcyjność polskich przepisów dotyczących segregacji odpadów, to raczej nie powinien. W Seatle od 1 stycznia obowiązuje zakaz wyrzucania do śmieci resztek jedzenia. To drastyczne posunięcie nie ma skłonić mieszkańców do mniejszego marnowania żywności, ale lepszej segregacji odpadów.

Zasada jest prosta: jeśli w pojemniku na śmieci ogólne co najmniej 10 proc. odpadków będzie stanowić żywność lub rzeczy nadające się do recyclingu, trzeba będzie płacić karę. Mieszkańcy domów jednorodzinnych dostaną 1 dolara więcej w rachunku, a zarządca domu mieszkalnego po dwóch ostrzeżeniach zapłaci 50 dolarów – tak samo w przypadku nieruchomości komercyjnych. Żywność trzeba po prostu wyrzucać do kompostowników: własnych ustawionych na podwórku lub pojemników na kompost, które dostarczają firmy zbierające odpady. Obowiązek podpisania umowy na taki pojemnik był i dotychczas. Nie było jednak obowiązku wyrzucania jedzenia (zwykły tam trafiać odpady zielone: trawa etc.).

Rozmiar kar nie jest drastyczny, ale i władze miasta nie chcą na nich zarabiać – od czasu kiedy 9 lat temu wprowadzono kary za wyrzucanie plastiku, szkła i papieru do śmieci ogólnych naliczono niespełna 2 tys. dolarów kar (śmieciarze zwykle nie odbierali takich śmieci, zostawiając tylko kartkę z prośbą o wyjęcie z pojemnika odpadów nadających się do recyclingu). Chodzi raczej o wprowadzenie do świadomości mieszkańców zasady aby segregować także śmieci organiczne. Seattle, które w 2013 roku przetworzyło 56 proc. odpadów utknęło w miejscu i nie zwiększa tego poziomu. Cel 60 proc. przetworzenia w 2015 roku okazał się zagrożony. Nowy przepis ma szanse to zmienić. Seatle rocznie na wysypisko wywozi 100 tys. odpadów żywnościowych. Dzieki nowym regulacjom wartość ta ma się zmniejszyć o 38 tys.

Najpopularniejsze teksty

Bolesne lekcje segregacji śmieci

Rowery „minibusy” z małymi pasażerami

Beton bez cementu

Miesięczny bilet napędza kolej