Wielkie, wielokulturowe miasta znalazły się pod ostrzałem prawicy. Donald Trump nazywa amerykańskie centra „przestępczymi i śmiertelnie niebezpiecznymi”, senator Tommy Tuberville określa ich mieszkańców mianem „szczurów”, a doradca Trumpa Stephen Miller twierdzi, że Nowy Jork to „ostrzeżenie przed skutkami niekontrolowanej migracji”. W Wielkiej Brytanii publicysta Matthew Goodwin ogłasza, że Londyn „upadł” i stracił tożsamość. Analizę czy tak jest naprawdę podjął się dziennik Financial Times, który obala wiele mitów rozpowszechnianych przez prawicowych populistów.
1. Fakty kontra narracja
Wbrew tej retoryce, statystyki pokazują, że wielkie, zróżnicowane etnicznie miasta są dziś wyjątkowo bezpieczne. Przykładowo, tuż przed wypowiedzią Millera nowojorska policja ogłosiła rekordowo niską liczbę strzelanin i zabójstw w pierwszych miesiącach 2025 roku – miasto zmierza do najniższego wskaźnika zabójstw od 1944 roku. Nowy Jork, gdzie mówi się ponad 800 językami, jest jednym z najbezpieczniejszych miast w swojej historii.
2. Potencjał napięć i sposoby radzenia sobie
Krytycy mają rację, że etnicznie zróżnicowane miasta są potencjalnie „łatwopalne” – w przeszłości dochodziło w nich do zamieszek na tle rasowym (Nowy Jork, Londyn, Los Angeles, Singapur). Kluczowe jest jednak to, jak metropolie radzą sobie z napięciami. Nie mogą przestać być wielokulturowe – tylko brutalna czystka etniczna mogłaby to zmienić. Dlatego, gdy pojawiają się konflikty, władze spotykają się z liderami społeczności, wysłuchują ich i próbują łagodzić sytuację. Przykładem jest Singapur, który po zamieszkach w 1964 roku wprowadził surowe prawo antydyskryminacyjne. Po zamachach w Londynie w 2005 roku brytyjskie elity publicznie solidaryzowały się z muzułmanami, podkreślając, że sprawców należy nazywać przestępcami, a nie utożsamiać ich z całą społecznością.
3. Tożsamość i codzienność metropolii
Choć z zewnątrz miasta te postrzegane są jako podzielone na „społeczności etniczne”, większość mieszkańców identyfikuje się przede wszystkim jako londyńczycy, nowojorczycy czy singapurczycy. Życie w takich miastach oznacza codzienne mieszanie się kultur – to warunek znalezienia pracy, przyjaciół, funkcjonowania w społeczeństwie. Badania pokazują, że mieszkańcy metropolii cechują się ponadprzeciętną otwartością na nowe doświadczenia i idee.
4. Mity o „elitarności” i biedzie
Częstą odpowiedzią na argumenty o bezpieczeństwie jest zarzut, że to „przywilej elit”. W rzeczywistości wiele osób w metropoliach żyje w biedzie – w Nowym Jorku aż 25 proc. mieszkańców jest poniżej progu ubóstwa, dwa razy więcej niż średnia krajowa. Mimo to, miasta te oferują realną szansę na awans społeczny, m.in. dzięki dobrym szkołom publicznym i otwartości na różnorodność.
5. Przestępczość – fakty i manipulacje
Krytycy często wyolbrzymiają pojedyncze brutalne przestępstwa, przedstawiając je jako dowód upadku metropolii. Tymczasem wskaźniki zabójstw – najdokładniejszy miernik nieporządku – są w tych miastach rekordowo niskie. Przykładowo, w Kalifornii wskaźnik zabójstw jest o połowę niższy niż w konserwatywnym Arkansas. W Paryżu liczba zabójstw spadła o 75 proc. od 1994 roku, a Singapur praktycznie nie notuje morderstw. Najbardziej zróżnicowane miasta świata, jak Dubaj, Sydney, Toronto czy Wiedeń, należą do najbezpieczniejszych.
6. Prawdziwe źródło niechęci
Nie chodzi więc o realny strach przed przestępczością, lecz o dyskomfort związany z utratą dominującej pozycji przez dawną większość. Urbanista Brent Toderian tłumaczy to uczucie słowami: „Nie jestem już większością, to nie jest już moje miasto”. Prawicowi krytycy pytają, co się stanie, gdy „biali Brytyjczycy” będą mniejszością w Londynie – ale nie odpowiadają na to pytanie, bo nie chodzi o fakty, lecz o emocje.
Więcej na Financial Times
/Fot: Christopher Burns on Unsplash//