Skip to main content

Nie chodzi rzecz jasna o klasyczne domowe czujniki przeciwpożarowe, ale bardziej wrażliwe i zaawansowane. Głównie chodzi o czas. Pożar w lesie może rozchodzić się bardzo szybko, nawet z prędkością ponad 20 km/h i szybka reakcja strażaków ma tu ogromne znacznie.

Sprawdzili to już m.in. w Chile, gdzie instalowane w lesie czujniki stale analizują różne parametry powietrza. Jest wśród nich nie tylko temperatura czy wilgotność, ale np. także gęstość pyłu zawieszonego. Taki pakiet danych to pożywka dla uczącego się systemu informatycznego, którego algorytmy analizują wiele podobnych zdarzeń z przeszłości. Dzięki sztucznej inteligencji mają rozpoznać czy sytuacja jest na tyle poważna, że strażaków natychmiast trzeba stawiać na nogi, czy nie będzie to np. fałszywy alarm, bo wykryty dym ewidentnie pochodzi z obozowego ogniska i nie czuć, aby języki ognia lizały żywe drzewa.

W Chile tego typu rozwiązani powodują, że akcję ratunkową można zacząć o kilkanaście minut wcześniej, co wbrew pozorom daje sporą przewagę nad żywiołem – jak łatwo policzyć szybko rozprzestrzeniający się ogień w kwadrans może przesunąć się nawet o 5 km, co całkowicie zmienia sytuację.

Leśne, elektroniczne czujki nie są jedynym sposobem na walkę z pożarami. W Kalifornii także wykorzystuje się do tego sztuczną inteligencję, ale nie podtyka się jej danych na temat jakości powietrza, lecz zdjęcia satelitarne. Odświeżają mapę lasu w czasie niemal rzeczywistym – np. co 10 minut – algorytm szybko jest w stanie wyłowić wszelkie podejrzane zmiany w koronach drzew.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.