Skip to main content

Miasta policentryczne

Powojenne pokolenie tzw. Baby Boomers za wszelką cenę chciało wynieść się z centrum miasta. Mieć swój kawałek zielonego świata na obrzeżach metropolii. Jak widać to m.in. na przykładzie Polski ten trend doprowadził do rozlania się miast. Kolejne pokolenia, szczególnie te najmłodsze Y, znów pokochały miasta. Trwa więc wielka remigracja. Tyle tylko, że w międzyczasie liczba mieszkańców metropolii zdecydowanie wzrosła. Dlatego w dotychczasowym centrum miejsca dla wszystkich nie starczy.

Tzw. suburbanizacja doprowadziła przede wszystkim do sporych problemów komunikacyjnych. Gdy ludzie żyją w rozproszeniu transport publiczny wszystkich nie jest w stanie obsłużyć (jest to bardzo kosztowne), masowo używają więc samochodów. I tak jest w Polsce, gdzie w dużych miastach na 1 mln mieszkańców przypada 800 tys. samochodów – np. w Berlinie jest to 300 tys. samochodów.
Powrót do centrów nastręcza jednak sporych problemów mieszkaniowych. Zabudowa jest tu i tak zwarta. Trudno dostarczyć dodatkowych mieszkań. Powszechnym trendem staje się zagęszczanie. Tak jest już m.in. w Hiszpanii, gdzie młodzi ludzie mieszkają właściwie w jednym pokoju. Projektanci myślą jakby tu stworzyć całe systemy meblowe, które można aranżować w różny sposób i jedno pomieszczenie przekształcać w salon, sypialnie czy kuchnię w zależności od potrzeb (zobacz tekst: Meblościanka z wygodami). Na Wyspach Brytyjskich na popularności zyskują za to tzw. mikro-domy.

Pewne jest więc, że w starym centrum wszyscy się nie pomieszczą. Jak przekonują projektanci z największego na świecie biura architektownicznego Gensler, w tej sytuacji musimy przygotować się na Miasta Policentryczne. W ramach obecnych struktury wytworzą się lokalne skupiska, które będą ogniskować ludzi z danego regionu tworząc własne centra. Tak dzieje się już np. w Nowym Jorku, gdzie szczególnie huragana Sandy uzmysłowił mieszkańcom, że czas na dywersyfikacje. Manhattan powoli traci monopol na centrum biurowo-rozrywkowe.

Jeszcze bardziej dalekosiężna plany mają Finowie. Władze Helsinek, które spodziewają się napływu ludzi do miasta przedstawiły plan rozwoju sięgający 2050 roku (zobacz tekst: A może by tak Helsinki) gdzie założyły konurbacyjny scenariusz rozwoju. Miasto będzie się rozwijać w dzielnicach centrycznie ułożonych wokół śródmieścia. Dzięki temu ludzie będą pracować, spędzać wolny czas i mieszkać w jednym miejscu gdzie rozwinie się sieć dróg rowerowych oraz pasaży dla pieszych. Całe miasto będzie przy tym spięte szkieletem sieci szynowej – metrem, pociągiem i tramwajami – tak aby można było się bez trudu przemieszczać między dzielnicami.

Scenariusz właściwie idealny. Za tymi miejskimi przekształceniami musi iść jeszcze jednak zmiana na rynku pracy, która dziś skupiona jest w centrach biurowych. Praca zdalna, którą można wykonywać poza biurem – nie tylko w domu, ale także np. w pobliskiej kawiarni lub bibliotece – jest rozwiązaniem połowicznym. Tam gdzie jest potrzeba działania zespołowego efektywność spada, gdy pracuje się na odległość. Dlatego biurowce w zapomnienie wcale nie odejdą. I tutaj pojawia się jednak nowe myślenie podążające za zmianami urbanistycznymi, takie jak chociażby opracowny przez Genslera Hive (pisaliśmy o tym w tekście: Pracować jak pszczoły. Taka przyszłość.), czyli koncept biur sieciowych rozsianych po całym mieście.
Zmiany nie nadejdą błyskawicznie, ale są nieuniknione, a przede wszystkim konieczne. Szczególnie w takich krajach jak Polska, gdzie dotychczas rozwój metropolii był całkiem niekontrolowany: doprowadził do takich wykwitów jak dzielnice sypialnie zlokalizowane w jednej części miasta i centra biurowe po jego drugiej stronie. A pozbawione obwodnic centra zyskały całkiem nową, unikalną w skali świata funkcję, miejsca tranzytowego na trasie dom – praca.