Skip to main content

/Fot: Internet//
AT&T wyznacza trendy w telekomunikacji i wprowadza nowe systemy monetyzacji usług. Ma to być odpowiedć na spadek rentowności telekomów i brak środków na rozwój infrastruktury przesyłowej. Całkiem niedawno, bo miesiąc temu w Austin w Teksasie, zaoferował 30 proc. obniżkę cen za dostęp do internetu (z 99 do 70 dol.). Warunkiem usługi AT&T Internet Preferences jest podpisanie drobne klauzuli: zgoda na śledzenie aktywności przeglądarki internetowej i wykorzystanie jej do lepszego spozycjonowania reklam oraz dostosowania oferty. Przypomina to nieco testowane m.in. w Skandynawii darmowe połączenia telefoniczne, które niczym filmy w komercyjnej telewizji, co jakiś czas były przerywane reklamami.
Kolejne rozwiązanie AT&T zaprezentował na niedawnych targach Consumer Electronics Show w Las Vegas. W stolicy hazardu pochwalił się tzw. sponsored data plans, dzięki którym za transfer danych nie będą płacić użytkownicy, ale dostawcy treści (coś jak w przypadku Kindla). Na razie operator telekomunikacyjny umowy podpisał z trzema firmami: ubezpieczycielem zdrowotnym United Health, firmą reklamową Aquto oraz deweloperem aplikacji Kony Solutions. W zamian za płacenie rachunków swoich użytkowników firmy mogą łatwiej przyciągnąć uwagę, bo używanie ich aplikacji i serwisu nie obciąża pakietu transferu danych wykupionego w AT&T.

To swego rodzaju prywatny internet. Podobne rozwiązania wcześniej chciał wprowadzać m.in. Verizon, który za dodatkowe opłaty z niektórych serwisów, takich jak np. Google miał dawać im priorytet na łączu i przyspieszać działanie. Ten projekt upadł, jako ograniczający konkurencję. Pomysł AT&T takich zastrzeżeń nie wzbudził. Przynajmniej na razie.
A sprawa jest ważna i to nie tylko z punktu widzenia bieżących dochodów operatora. Szybko rosnące wolumeny transferu danych – w AT&T przez sześć lat ruch zwiększył się o 300-krotnie – wymuszają inwestycję w rozwój infrastruktury sieciowej. Z drugiej strony ostra konkurencja zmusza do ścinanie stawek za transfer danych i ARPU regularnie spada. Podział wartości w internecie jest wyjątkowo nieegalitarny – śmietankę zbierają dostawcy contentu, którzy łącza traktują jako darmową sieć dystrybucyjną, a operatorzy największe mają raczej koszty związane z budową sieci – dlatego swego rodzaju wtórny transfer pieniędzy jaki zaproponował AT&T jest próbą niwelacji tych nierówności.
Sęk jednak w tym, że głównym winnym za wzrost ruchu w internecie są najcięższe materiały wideo. Dotychczasowe próby spowolnienia działania Netfliksa, na korzyść własnych serwisów filmowych, które podejmowali dostawcy usług telefonicznych były ostro atakowane przez US Federal Communications Commission. Aby pomysł AT&T zadziałał na dużą skalę, dobrowolnie przystąpić do niego musiałby, któryś z dużych dostawców materiałów wideo takich jak YouTube, który dofinansowałby transfer swoich materiałów. Od razu to i tak by jednak nie zadziałało. Użytkownicy musieliby bowiem odczuć, że mają realną korzyść z oszczędzania wykupionego pakietu danych, który z roku na rok robi się przecie coraz większy i coraz tańszy. Najpierw same telekomy musiałyby się więc wyrwać z zaklętego kręgu konkurencji.

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Ptak oceanu rozwija skrzydła i żegluje

Spowolnić rowery elektryczne

Sodowy beton pochłania CO2

Drzewa jako budowniczy

Rowerowe taksówki w Paryżu

Hiszpania walczy z suszą