Skip to main content

Miasta z większą przestrzenią pieszą to miejsca, gdzie mieszkają zamożniejsi oraz bardziej wyedukowani obywatele. Taki przynajmniej wniosek płynie z badania przeprowadzonego przez organizację Smart Growth America. Przebadała ona 30 największych miast USA, w których mieszka niemal połowa Amerykanów. Co więcej, takie przestrzenie coraz bardziej docenia też rynek.

Czołówkę najbardziej „spieszonych” miast (ang. most walkable cities) formuje Nowy Jork, Waszyngton, Boston, Chicago, San Francisco oraz Seattle. Na drugim końcu rankingu znalazły się Orlando, Tampa oraz Phoenix.
Miejsca, gdzie chodzi się piechotą, zyskują tam dziś coraz bardziej. W stosunku do przedmieść nastawionych na kierowców, coraz droższe robią się zarówno biura (premia wynosi 90 proc.), przestrzenie handlowe (premia 71 proc.), ale także mieszkania (premia 66 proc.). Wszystko za sprawą rosnącego popytu: w ciągu pięciu lat udział rynkowy przestrzeni zaprojektowanej do chodzenia wzrósł średnio o 27 proc.

Pomiędzy dwoma krańcami rankingu widać duży rozstrzał, gdy chodzi o poziom dochodów oraz edukacji – różnica wynosi 49 proc. Przy interpretacji tych wyników pojawia się dylemat jajka i kury: czy przyczyną dużej przestrzeni pieszej jest wyższy profil mieszkańców, czy odwrotnie. Z pewnością działa tu jednak sprzężenie zwrotne, no i sprawdza się teza Richarda Floridy, że najlepsze ośrodki przyciągają tzw. klasę kreatywną.
Istotnym czynnikiem jest w tym wszystkim udział młodych ludzi z pokolenia Y, którzy są najlepiej wykształconą generacją w historii USA. Najwięcej jest ich w takich ośrodkach jak Waszyngton czy Boston. Już wcześniejsze badania pokazywały, że jest to grupa wiekowa, która jak żadna dotąd stroni od samochodów.

Na ile pieszy model miast robi się atrakcyjny dla Amerykanów, ostatecznie wskazuje fakt, że jednymi z szybciej pnących się w rankingu miast są Los Angeles oraz Detroit.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.