Skip to main content

Dlaczego przyszłością są miasta z ulicami bez samochodów

Kiedy znajomi pytają się, co najbardzej podobało nam w mieście, z którego właśnie wróciliśmy, chyba nikt nie odpowiada, że „samochody pędzące ulicami”. Przeciwnie najcześciej opowiadamy jakie wrażenie zrobiły na nas wyjątkowe budynki, place, parki oraz przestrzeń w mieście, gdzie ruchu ulicznego nie było albo był ograniczony.

Podobnie jest z miastami, w których mieszkamy. Kiedy szukamy nowego mieszkania, chcemy by znajdowało się ono jaka najdalej od ulicznego zgiełku. Najlepiej by było otoczone bezpieczną i zieloną przestrzenią, w której ruch samochodowy podlega ograniczeniom. Dlatego nie przypadkiem kluczowym trendem zmieniającym dziś nasze miasta stało się zamykanie głównych ulic dla samochodów i otwieranie ich dla ludzi.

W przeszłości miasta były tak  modernizowane, by mogły pomieścić coraz bardziej rosnący i zalewający je ruch samochodowy. Cel był prosty, chodziło o to, by móc się szybko i sprawnie przemieszczać się po rozrastających się metropoliach. Ale skończyło się to zakorkowaniem ulic i spadkiem bezpieczeństwa w miastach. Jak to wygląda w Warszawie można było się przekonać podczas eksperymentu, który jeden z warszawskich radnych przeprowadził półtora roku temu, porównując jakim środkiem transportu najszybciej można się dostać z osiedla mieszkaniowego na Białołęce do centrum Warszawy. Wygrał rowerzysta, który omijając korki dotarł na miejsce o 12 minut szybciej niż samochód, który był szybszy o zaledwie 3 minuty od autobusu (a i tak wyścig polegał jedynie na dotarciu w określone miejsce, czyli nie policzony został dodatkowy czas, jaki kierowca samochodu musiałby stracić na znalezieniu miejsca do parkowania).

Równolegle zaczęły się zmieniać potrzeby mieszkańców oraz funkcje miast, a ponieważ przestrzeń w najwiekszych metropoliach była ograniczona, zaczęto sięgać po przestrzeń, którą tak hojnie w poprzednich dekadach oddawano samochodom. Działo się to zgodnie z zasadą, że nie powinno się faworyzować jednego rodzaju środka transportu względem innych. I chodź nam może się wydawać, że wypychanie samochodów z centrów miast jest świeżą modą, to świadomość nowego podejścia do przestrzeni w mieście kształtowała się przez dziesięciolecia.

Zaczęło się w 1953 r., kiedy w holenderskim Rotterdamie stworzono główną arterię komunikacyjną Lijnbaan, nowy deptak, całkowicie pozbawiony samochodów. Celem było stworzenie nowoczesnego centrum miasta, które żyłoby i stałoby się przestrzenią przyjazną pieszym. Już wówczas zaprotestowali przeciwko temu właściciele okolicznych sklepów obawiając się, że spadną im obroty, bo klienci nie będę mogli przyjeżdżać samochodami (co do dziś jest stałym argumentem wykorzystywanym przez kierowców przy pomyśle zamykania ulic). Robione potem kilkakrotnie badania na Lijnbaan pokazały, że stało się coś odwrotnego: deptak zaczął tętnić życiem, sprzedaż wzrosła, a inwestycja okazała się dla Rotterdamu oraz właścicieli lokalnych sklepów  wielkim sukcesem.

Oczywiście zajęło to lata, żeby kolejne miasta w Europie poszły w ślady Rotterdamu, ale w połączeniu z dużymi i trwałymi inwestycjami w transport publiczny oraz infrastrukturę rowerową tego rodzaju przedsięwzięcia zaczęły tworzyć zupełnie nowe oblicze miast. W Holandii stworzono opisywanych przez nas wielokrotnie koncepcję holenderskich woonerfów, w Barcelonie zaczęły powstawać superkwartały, a władze Tokio tworzyły ulice bez możliwości parkowania. Zmiana podejścia do samochodów w Paryżu, Madrycie, Brukseli czy Oslo zaczęła być dodatkowo nakręcana przez walkę z coraz częściej przekraczanymi normami stężenia smogu w centrach miast.

Do zamykania ulic zaczęły przekonywać się amerykańskie miasta: Nowy Jork, San Francisco, Oakland, Chicago, Denver, Santa Monica. W efekcie, ograniczanie przestrzeni dla samochodów oraz promowanie alternatywnych sposobów poruszania się po mieście (komunikacją miejską, na rowerach, pieszo albo używając hulajnóg) stało się ogólnoświatowym trendem. Dotyczy to również polskich miast. Bo tu nie chodzi o jakąś „modę”, ale o długoterminową strategię, która sprawia że miasta stają się lepsze. Samochody wciąż mają swoje miejsce w miastach, ale skończyły się czasy ich faworyzowania, bo kluczowi zawsze są ludzie, bez względu na to czy chodzą pieszo, czy poruszają się samochodami.

5 Replies to “Dlaczego przyszłością są miasta z ulicami bez samochodów”

  1. Czy można prosić o podlinkowanie tego badania, w którym wygrał rowerzysta jadący z Białołęki?

  2. Nie wiem czy to jest głupota, manipulacja czy zwykły trolling (ale przypuszczam że wszystkie trzy jednocześnie) ale podane miasta mają znacznie większą gęstość zaludnienia, liczniejsze aglomeracje i mniejsza powierzchnię dlatego nie ma potrzeby robienia u nas tych samych zmian.

    • „dlatego nie ma potrzeby robienia u nas tych samych zmian” – kolejny typowy komentarz z Polski. U nas się nie da, u nas jest inaczej itp. Tak jest. Dalej rozwijajmy kulturę samochodową. Budujmy coraz szersze ulice, nie zamieniajmy parkingów na parki. U nas niech będzie samochodowo

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.