Skip to main content

Duch pracy ucieka z biurowców. Nowoczesne projektowanie przestrzeni działania, które często bardziej przypomina kawiarnie niż biuro i rozwój co-workingu napędzany wysypem wszelkiej maści startup’ów, spowodowało coraz dalej idącą zmianę w myśleniu o miejscu pracy. W awangardzie idzie Gensler największe amerykański biuro projektowe, które uznało że biurem może stać się właściwie całe miasto.

Work in the City to projekt badawczy, który architekci z Genslera zaczęli jeszcze w zeszłym roku. Ukuli w tym czasie nazwę “Third Spaces” oznaczającą inne niż biuro miejsca w których ludzie coraz częściej pracuje, są wśród nich: kawiarnie, budynki publiczne, parki, przestrzenie co-workingowe, miejsca eventowe, bary oraz restauracje (na zdj. TREExOFFICE, czyli rodzaj stacji roboczej zlokalizowanej na Hoxton Square w Londynie). Postęp technologiczny dał ogromnego kopa rozwojowego tzw. pracy zdalnej, a to całkowicie zmieniło znaczenie i pozycję klasycznego biurka – według wyliczeń EY średnio 30 do 40 proc. biurek w ciągu dnia pracy stoi niewykorzystane.
Rzecz jasna przemiany te w znacznie większym stopniu dotykają nowe firm, niż te już działające, gdzie konieczna jest zmiana cała kultura pracy. Niemniej skoro trend jest wyraźny projektanci Genslera wraz z całym środowiskiem zastanawiają się jak te “Third Spaces” będą wpływać na rozwój przestrzeni miejskiej.

Przede wszystkim skoro biurowce zaczną tracić na znaczeniu nieunikniona stanie się decentralizacja miejsca pracy. Wraz z nim decentralizacji zaczną ulegać także miasta. Straci rację bytu system, gdzie ludzie codziennie rano z osiedli jadą do centrów biurowych, a wieczorem wracają do własnych dzielnic. Tak samo jak niepostrzeżenie odszedł do lamusa zwyczaje jeżdżenia pracowników do fabryk rozlokowanych na peryferiach miasta, kiedy przemysł się zwinął (do pewnego stopnia zastąpiły go biurowce). Jeśli nie ma musu jeżdżenia do biura, racjonalnie działający ludzie miejsca pracy szukają sobie znacznie bliżej domu. Te tzw. “Third Spaces” rozwijają się więc znacznie bardziej naturalnie, w sposób zdewrsyfikowany. Tak powstaje zjawisko policentryczności miasta, a ludzka aktywność robi się znacznie bardziej lokalna – kawiarnie i bary od dawna zaczęły rodzić się też w dawnych nieco sypialnianych dzielnicach (w Warszawie tak jest m.in. na Mokotowie oraz Żoliborzu). Na końcu w znacznym stopniu wpłynie to także na rozwiązanie problemów przeciążonej infrastruktury transportowej, która musi obsługiwać wszelkie wewnątrzmiejskie migracje ludzi z osiedli do biur. Będzie to znakomity bodziec, do bardziej zrównoważonego rozwoju miast.